Świadectwa
Na tej stronie znajdziesz świadectwa ludzi, którzy doświadczyli już
w swoim życiu miłości Bożej i chcą się tym doświadczeniem z Tobą podzielić.
Świadectwa wybranych osób
-
Anna RozwińKażdy człowiek pragnie być kimś specjalnym, jedynym w swoim rodzaju. I ja też zawsze taka chciałam być i za taką się uważałam. Jestem JA i reszta świata: nieważni, sztuczni, nierozumiejący mnie ludzie - taka była moja koncepcja życia. Rok temu zmieniła się ona bardzo radykalnie. Otóż w wakacje (2001) miałam wypadek i złamałam rękę (a było to poważne złamanie z przesunięciem) i cała ta koncepcja się zawaliła. Kiedy zobaczyłam, że mam wygiętą w pałąk rękę - nie chciało mi się wierzyć - to mogło się zdarzyć każdemu, ale nie mnie! - myślałam. A jednak. Z czasem zauważałam, że nie jestem jedyna w swoim rodzaju, że jestem zwykłym szarym człowiekiem, jak tysiące innych. Ale chciałam to zmienić, wmówić sobie, że jestem lepsza od innych. I każdy człowiek chyba chce mieć to poczucie własnej specjalności. Przed kursem Filip byłam "wierząca-niepraktykująca", jak większość ludzi. Nie wierzyłam. Nie chciało mi się nawet co niedzielę chodzić do Kościoła, bo tak tam ziewałam i tak bardzo mi się nudziło, że uznawałam to za marnotrawstwo czasu. I ten ksiądz! Zdawało się, że miał wszystkich zebranych gdzieś! A te modlitwy? Wykute na pamięć i odbębnione. Nie mogłam zrozumieć, że inne osoby, przeważnie młode dziewczyny, gadają sobie na Mszy, chichoczą głupkowato, a mimo to uważają się za dobre chrześcijanki - w końcu chodzą co tydzień do Kościoła, spowiadają się, przyjmują Komunię, może nawet chodzą na pielgrzymki. Kościół jest bez sensu, myślałam - przechodzę na luteranizm - do samego Boga. Chętnie. Tylko KTO TO JEST BÓG? I GDZIE ON JEST? Nie potrafiłam odpowiedzieć na te pytania. Ale człowiek ma wewnętrzną potrzebę wiary w COŚ, a Bóg jest najbardziej popularny. Przez kolejne miesiące trwałam w wierze opierającej się na zasadzie: "Boże, jeśli mnie kochasz, proszę spraw, żebym dostała piątkę z historii, a jak nie, to nie chcę Cię znać". Tak czy siak, cały czas czułam pustkę w sercu - potrzebę miłości. Miłość tę starałam się znaleźć u ludzi, ale szybko zorientowałam się, że w ten sposób nigdy nie nasycę serca, bo każdy, nawet najcudowniejszy człowiek, w końcu mnie ranił. Potrzebowałam miłości doskonałej, ale nie wiedziałam, że taka istnieje. Tymczasem mój brat, Marcin, zaczął chodzić na wspólnotę religijną - nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest. Mówił, że wychodzi "na Filipa". Co to za beznadziejna nazwa - myślałam - jakaś sekta. W każdym razie ciekawiło mnie, jak on - wydawałoby się typowy pracoholik, człowiek nie znoszący marnotrawstwa czasu - chodzi co tydzień na wspólnotę. W końcu udało mu się mnie namówić - przekupił mnie. Jak będzie tak nudno jak na mszach, to trudno - stracę czas - ale się przekonam, co się dzieje na tym "Filipie" - myślałam. Już pierwszego dnia, w piątek 14 czerwca, wieczorem pragnęłam podążyć za Jezusem. Dowiedziałam się, że dla Niego nie muszę się starać, by być najlepsza, inna niż wszyscy. Już byłam szczęśliwa, mimo, że nie wierząc jeszcze, poszłam spać. A w nocy przyszedł do mnie Bóg. W jaki sposób? Otóż kilka razy w ciągu nocy znajdowałam się w półśnie i Bóg powtarzał mi wtedy, że mnie kocha, że jestem dla niego jedyna. Rano obudziłam się tak samo szczęśliwa jak wieczorem, chciało mi się płakać, a po głowie chodziły mi Jego słowa. Pewnie, że była we mnie masa wątpliwości. W czasie spotkania czułam się zjednoczona z Bogiem, ale myślałam też, że to bujda, że nie warto się otwierać, że tylko się wygłupię w tej chwili uniesienia, a potem będę tego żałowała, i tak wrócę do szarej rzeczywistości. Ale myślałam też, że mogę trwać w tym cudownym otwarciu. Wprawdzie nie było to łatwe, ale ja po prostu płonęłam miłością do Boga. I powoli wszystko stawało się jasne. W trakcie Filipa poszłam do Komunii! Była to pierwsza prawdziwa Komunia w moim życiu; Komunia, której czar odczułam na sobie. Nie brałam do ust zwykłego kawałka opłatka jak dotychczas, tylko Boga. W nocy znów czułam, że czuwa nade mną Bóg. W niedzielę natomiast, Msza Święta również była moim osobistym spotkaniem z Bogiem. I wyobraźcie sobie pierwszy raz w jej trakcie nie spoglądałam na zegarek! I rozumiałam kazanie. Ta sama modlitwa, która była jeszcze trzy dni temu moim zdaniem odbębniona, teraz była śpiewem miłości do Boga, którego to Bóg uważnie słuchał. Po kursie Filipa również na ludzi spojrzałam inaczej. Nawet w tych znienawidzonych widziałam Jezusa. W poniedziałek, w liceum, powiedziałam o swym przeżyciu koleżankom (jasne, że bez szczegółów - sami idźcie na Filipa). W każdym razie zaczęłam w miarę luźno mówić do koleżanki, a pozostałe też okazały zainteresowanie, nagle okazało się, że nie byłam jedyną osobą nierozumiejącą Boga i obrządków kościelnych (przed Filipem); okazało się, że wszystkie miały takie same odczucia, jak ja jeszcze kilka dni temu. Mam nadzieję, że zdecydują się iść na Filipa. Jasne, że nie ma czegoś takiego, że po Filipie cały świat jest już dobry, a ja jestem chodzącym po nim aniołkiem. Ale w moim życiu jest już Bóg i towarzyszy mi bez przerwy, mimo, że dopiero od dwóch dni. Niewiele jeszcze wiem o Bogu, jednak wystarczająco, by za nim podążać.
-
Gosia Piechocińska RozwińDo niedawna żyłam przeświadczona, że Bóg jest gdzieś, ale gdzieś bardzo daleko, że nie mogę czuć go blisko siebie. Od dawna modliłam się do niego, by dał mi jakiś znak, by w moim życiu stało się coś co sprawi, że uwierzę w jego bliskość, w jego miłość. Pod koniec września usłyszałam o Filipie. Postanowiłam pojechać. Podświadomie myślałam chyba, że to może być ten znak o który tak długo się modliłam. Na kursie po raz pierwszy poczułam, że Bóg stoi obok mnie, że mnie naprawdę kocha i to taką jaką jestem, bez żadnych zmian, przeróbek. Po raz pierwszy poczułam pewność, że w każdym momencie będzie stał obok mnie, trzymał mnie za ręke i pomagał. Cały następny dzień, kiedy mówiliśmy o tym co nas oddala od boga, płakałam. Było mi strasznie źle, że kiedy Bóg ofiaruje mi swoją miłość, ja ranię go swymi grzechami. Jednak kiedy oddałam swoje życie Jezusowi moje serce uspokoiło się jakoś, może nie do końca, ale na pewno trochę. Wiedziałam, że Jezus będzie mnie zmieniał, że nie dopuści, bym odeszła od niego zbyt daleko. I teraz naprawdę tak jest. Jestem inna, lepsza, zmieniam się i to na lepsze. Czuję, ze Pan Jezus wpłynął bardzo pozytywnie na moje życie. Mam nadzieję, że nadal tak będzie. Wiem, że teraz Bóg nigdy mnie nie opuści, że będzie ze mną zawsze. Za jego miłość i to wszystko co mi daje chwała Panu!!!
-
Jacek Szulc RozwińPojechałem na kurs "Filip" bez większych nadziei i oczekiwań, kierowany ciekawością, cóż to takiego. Okazało się, że moja ciekawość była pobudzona przez Niego. Przyszedł do mnie w czasie modlitwy wstawienniczej, gdy dwoje ludzi modliło się nade mną. Poczułem wielki pokój i radość z tego, że mnie odnalazł i już od tej pory należę do Niego. Do Jezusa.
-
Jacek RozwińMoje nawrócenie dokonało się w 1995 r. Wtedy byłem na kursie "Filip", który przeżyłem dosyć emocjonalnie. Wstąpiłem do Wspólnoty pełen chęci do życia, do bycia prawdziwym chrześcijaninem, prawdziwym uczniem Chrystusa. Wszystko to było we mnie wtedy zupełnie niepoukładane. Niczego się nie dowiedziałem, ale przeżyłem "coś fajnego". Stwierdziłem, że ja też tak chcę żyć. Ale przyszło zderzenie ze światem. Okazało się, że bycie chrześcijaninem to nie sen, to nie piękna bajka, ale ciągła i nieustanna walka z szatanem, w której człowiek jest skazany na przegraną. Na szczęście człowiek nigdy nie jest w tej walce pozostawiony sam. Ja niestety w to zwątpiłem. W roku jubileuszowym, a właściwie pod jego koniec, zwątpiłem. Stanąłem przed złem, którego nie potrafiłem przestać czynić. Mój grzech pokonał mnie do tego stopnia, że chciałem czynić to zło. Tym samym powiedziałem Bogu - nie. Było mi źle, a miało być jeszcze gorzej. Zacząłem żyć bez Pana Boga. Nagle wszystko się zaczęło psuć. Zaczęły się sypać relacje z rodziną, ze znajomymi, z najbliższymi przyjaciółmi. Ludzie mnie nie poznawali. Pytali: "Gdzie jest ten Jacek, którego znaliśmy?" Ja sam siebie nie poznawałem. Wytrącały mnie z równowagi różne rzeczy, na które wcześniej nie zwróciłbym najmniejszej uwagi. Niektórzy zaczęli się ode mnie odsuwać. Na szczęście Pan Bóg nie pozwolił mi sięgnąć dna. Ja już dno widziałem i stwierdziłem, że mam dość. Bez Boga miało być lepiej, łatwiej, przyjemniej, a było najgorzej w całym moim życiu. Po prostu doświadczyłem jak bardzo rozwalający jest brak Boga. Ile On niezauważalnie robi w moim życiu. Pan Bóg bardzo wiele działał przez moich dwóch przyjaciół, chociaż przez każdego z nich w inny sposób. Dzięki nim nie sięgnąłem tego duchowego dna, jakie już w swoim życiu widziałem. Po pierwszej spowiedzi od pół roku uklęknąłem i powiedziałem Jezusowi: "Panie, teraz już wiem, że bez Ciebie całe moje życie się rozwala. I to na moich oczach, z mojego wyboru. Dlatego teraz jeszcze bardziej świadomie oddaję Ci swoje życie, abyś Ty nim kierował, bo gdy ja to czynię - umieram".
-
Julka RozwińMniej więcej rok temu zaczęła się moja przygoda z Panem. Zafascynowana postawą kapłana, który zaczął uczyć nas religii, postanowiłam poznać naszego Boga. Byłam wychowywana w katolickiej rodzinie - po prostu "katolickiej". Chodziliśmy do kościoła w niedzielę i tyle (jak byłam młodsza to odmawiałam z rodzicami pacierz). Tak naprawdę nigdy nie doświadczyłam prawdziwej Bożej obecności i miłości. Ufając słowom "szukajcie, a znajdziecie" szukałam... i rzeczywiście Pan nie dał się długo szukać! Z czasem naprawdę poczułam jak bardzo mnie kocha. Powierzałam mu swoje problemy, troski i słabości, dziękowałam za wszystkie sukcesy, radości. Nie dzieliłam się tym jednak raczej z nikim, mimo tego, że często bardzo chciałam opowiedzieć o tym wszystkim czego doświadczam, co przeżywam. Przychodziłam na spotkania wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym, ale nie potrafiłam się odzywać, nie potrafiłam głośno uwielbiać Pana, wypowiadać swoich modlitw. Czegoś brakowało... uczestniczyłam w całonocnych adoracjach Najświętszego Sakramentu, ale często kiedy wracałam po nich do domu czułam się pusta, jakby "wypalona". Jadąc na kurs Filipa, nie spodziewałam się niczego rewelacyjnego, ale bardzo chciałam tam jechać. A Pan przygotował niesamowite rzeczy na ten czas. Właśnie na Kursie Filipa spotkałam OSOBĘ ŻYWEGO JEZUSA! Nawiązałam z Nim dialog, usłyszałam Jego głos, Jego wołanie. To było niesamowite przeżycie. Kiedy Kurs się skończył wcale nie czułam się "pusta", cieszyłam się ze spotkania z Panem, żyję tym wszystkim do dzisiaj. Na kursie wyznałam Jezusa Panem mojego życia! I teraz nie boję się już odzywać. Oddałam Panu całą siebie, oddaję mu każdą sprawę i wierzę, że mnie nie zawiedzie. Trzymam się Jezusa za rękę i nie puszczę jej. Co może mi się stać skoro Boga za Ojca mam?
Jeżeli chcesz, możesz i Ty dać świadectwo temu, co zdziałał Bóg dla Ciebie.
Kilka porad dla zachowania przejrzystości:
Pomódl się chwilę prosząc Ducha Świętego o jasność umysłu.
Opisz zwięźle swoje życie przed spotkaniem z Bogiem.
Opisz zwięźle i konkretnie moment lub czas Twojego spotkania z Bogiem.
Opisz zwięźle swoje życie po spotkaniu z Bogiem.
Jeżeli chcesz - podpisz sie pełnym imieniem i nazwiskiem.
Przez cały czas pamiętaj o celu świadectwa: celem świadectwa jest ukazanie Bożego działania w Twoim życiu ku pokrzepieniu innych.