-
Do niedawna żyłam przeświadczona, że Bóg jest gdzieś, ale gdzieś bardzo daleko, że nie mogę czuć go blisko siebie. Od dawna modliłam się do niego, by dał mi jakiś znak, by w moim życiu stało się coś co sprawi, że uwierzę w jego bliskość, w jego miłość. Pod koniec września usłyszałam o Filipie. Postanowiłam pojechać. Podświadomie myślałam chyba, że to może być ten znak o który tak długo się modliłam. Na kursie po raz pierwszy poczułam, że Bóg stoi obok mnie, że mnie naprawdę kocha i to taką jaką jestem, bez żadnych zmian, przeróbek. Po raz pierwszy poczułam pewność, że w każdym momencie będzie stał obok mnie, trzymał mnie za ręke i pomagał. Cały następny dzień, kiedy mówiliśmy o tym co nas oddala od boga, płakałam. Było mi strasznie źle, że kiedy Bóg ofiaruje mi swoją miłość, ja ranię go swymi grzechami. Jednak kiedy oddałam swoje życie Jezusowi moje serce uspokoiło się jakoś, może nie do końca, ale na pewno trochę. Wiedziałam, że Jezus będzie mnie zmieniał, że nie dopuści, bym odeszła od niego zbyt daleko. I teraz naprawdę tak jest. Jestem inna, lepsza, zmieniam się i to na lepsze. Czuję, ze Pan Jezus wpłynął bardzo pozytywnie na moje życie. Mam nadzieję, że nadal tak będzie. Wiem, że teraz Bóg nigdy mnie nie opuści, że będzie ze mną zawsze.
Za jego miłość i to wszystko co mi daje chwała Panu!!!
-
Pojechałem na kurs "Filip" bez większych nadziei i oczekiwań, kierowany ciekawością, cóż to takiego. Okazało się, że moja ciekawość była pobudzona przez Niego. Przyszedł do mnie w czasie modlitwy wstawienniczej, gdy dwoje ludzi modliło się nade mną. Poczułem wielki pokój i radość z tego, że mnie odnalazł i już od tej pory należę do Niego. Do Jezusa.
-
Moje nawrócenie dokonało się w 1995 r. Wtedy byłem na kursie "Filip", który przeżyłem dosyć emocjonalnie. Wstąpiłem do Wspólnoty pełen chęci do życia, do bycia prawdziwym chrześcijaninem, prawdziwym uczniem Chrystusa. Wszystko to było we mnie wtedy zupełnie niepoukładane. Niczego się nie dowiedziałem, ale przeżyłem "coś fajnego". Stwierdziłem, że ja też tak chcę żyć. Ale przyszło zderzenie ze światem. Okazało się, że bycie chrześcijaninem to nie sen, to nie piękna bajka, ale ciągła i nieustanna walka z szatanem, w której człowiek jest skazany na przegraną.
Na szczęście człowiek nigdy nie jest w tej walce pozostawiony sam. Ja niestety w to zwątpiłem. W roku jubileuszowym, a właściwie pod jego koniec, zwątpiłem. Stanąłem przed złem, którego nie potrafiłem przestać czynić. Mój grzech pokonał mnie do tego stopnia, że chciałem czynić to zło. Tym samym powiedziałem Bogu - nie. Było mi źle, a miało być jeszcze gorzej. Zacząłem żyć bez Pana Boga. Nagle wszystko się zaczęło psuć. Zaczęły się sypać relacje z rodziną, ze znajomymi, z najbliższymi przyjaciółmi. Ludzie mnie nie poznawali. Pytali: "Gdzie jest ten Jacek, którego znaliśmy?" Ja sam siebie nie poznawałem. Wytrącały mnie z równowagi różne rzeczy, na które wcześniej nie zwróciłbym najmniejszej uwagi. Niektórzy zaczęli się ode mnie odsuwać.
Na szczęście Pan Bóg nie pozwolił mi sięgnąć dna. Ja już dno widziałem i stwierdziłem, że mam dość. Bez Boga miało być lepiej, łatwiej, przyjemniej, a było najgorzej w całym moim życiu. Po prostu doświadczyłem jak bardzo rozwalający jest brak Boga. Ile On niezauważalnie robi w moim życiu.
Pan Bóg bardzo wiele działał przez moich dwóch przyjaciół, chociaż przez każdego z nich w inny sposób. Dzięki nim nie sięgnąłem tego duchowego dna, jakie już w swoim życiu widziałem. Po pierwszej spowiedzi od pół roku uklęknąłem i powiedziałem Jezusowi: "Panie, teraz już wiem, że bez Ciebie całe moje życie się rozwala. I to na moich oczach, z mojego wyboru. Dlatego teraz jeszcze bardziej świadomie oddaję Ci swoje życie, abyś Ty nim kierował, bo gdy ja to czynię - umieram".
-
Mniej więcej rok temu zaczęła się moja przygoda z Panem. Zafascynowana postawą kapłana, który zaczął uczyć nas religii, postanowiłam poznać naszego Boga. Byłam wychowywana w katolickiej rodzinie - po prostu "katolickiej". Chodziliśmy do kościoła w niedzielę i tyle (jak byłam młodsza to odmawiałam z rodzicami pacierz). Tak naprawdę nigdy nie doświadczyłam prawdziwej Bożej obecności i miłości.
Ufając słowom "szukajcie, a znajdziecie" szukałam... i rzeczywiście Pan nie dał się długo szukać! Z czasem naprawdę poczułam jak bardzo mnie kocha. Powierzałam mu swoje problemy, troski i słabości, dziękowałam za wszystkie sukcesy, radości. Nie dzieliłam się tym jednak raczej z nikim, mimo tego, że często bardzo chciałam opowiedzieć o tym wszystkim czego doświadczam, co przeżywam. Przychodziłam na spotkania wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym, ale nie potrafiłam się odzywać, nie potrafiłam głośno uwielbiać Pana, wypowiadać swoich modlitw. Czegoś brakowało... uczestniczyłam w całonocnych adoracjach Najświętszego Sakramentu, ale często kiedy wracałam po nich do domu czułam się pusta, jakby "wypalona".
Jadąc na kurs Filipa, nie spodziewałam się niczego rewelacyjnego, ale bardzo chciałam tam jechać. A Pan przygotował niesamowite rzeczy na ten czas. Właśnie na Kursie Filipa spotkałam OSOBĘ ŻYWEGO JEZUSA! Nawiązałam z Nim dialog, usłyszałam Jego głos, Jego wołanie. To było niesamowite przeżycie. Kiedy Kurs się skończył wcale nie czułam się "pusta", cieszyłam się ze spotkania z Panem, żyję tym wszystkim do dzisiaj. Na kursie wyznałam Jezusa Panem mojego życia! I teraz nie boję się już odzywać. Oddałam Panu całą siebie, oddaję mu każdą sprawę i wierzę, że mnie nie zawiedzie.
Trzymam się Jezusa za rękę i nie puszczę jej. Co może mi się stać skoro Boga za Ojca mam?
-
Nazywam się Magdalena. Kurs "Filip" przeżyłam ok. sześć lat temu, ale doskonale pamiętam co się wtedy wydarzyło. Jestem pewnie jedną z nielicznych osób, które chciały świadomie pojechać na ten kurs i spotkać tam Pana. Już od początku czułam, że ten czas nie będzie zmarnowany i że wyjadę z kursu "Filip" ubogacona łaską Bożą. Wcześniej znałam Boga jako osobę, która jest gdzieś daleko i na dodatek wyobrażałam Go sobie jako sędziego, który "za złe karze...". Gdzieś zagubiłam Boga nade wszystko miłosiernego i do końca miłującego.
Tam na kursie poznałam Pana dużo lepiej i postanowiłam świadomie uznać Go jedynym moim Panem i Zbawicielem. Postanowiłam oddać Mu swoje życie i zawsze starać się żyć zgodnie z Jego wolą. Tam poznałam bezwzględną Miłość, która otwiera swoje ramiona nawet dla zatwardziałych grzeszników. Zdobyłam największy skarb, bo poznałam najlepszego Przyjaciela, który umiłował mnie do końca i odkupił moje grzechy na krzyżu.
Jeśli ktoś jest nieśmiały, a chce koniecznie poznać Pana osobiście, gorąco polecam.
Jeżeli chcesz, możesz i Ty dać świadectwo temu,
co zdziałał Bóg dla Ciebie.
Kilka porad dla zachowania przejrzystości:
Pomódl się chwilę prosząc Ducha Świętego o jasność umysłu.
Opisz zwięźle swoje życie przed spotkaniem z Bogiem.
Opisz zwięźle i konkretnie moment lub czas Twojego spotkania z Bogiem.
Opisz zwięźle swoje życie po spotkaniu z Bogiem.
Jeżeli chcesz - podpisz sie pełnym imieniem i nazwiskiem.
Przez cały czas pamiętaj o celu świadectwa: celem świadectwa jest ukazanie Bożego działania w Twoim życiu ku pokrzepieniu innych.